audio
tekst
[00:00:00] W tym roku na tych kazaniach pasyjnych korzystamy z orędzia ojca świętego papieża Franciszka na Wielki Post. Ojciec Święty zauważa, że w naszym świecie żyjemy z nadzieją, która jest zagrożona, czasem nawet z brakiem nadziei. I pewną odpowiedź, jaką nam daje, o tym mówiliśmy sobie w zeszłym tygodniu, to są przykazania Boże, ale próbowaliśmy je odczytać nie tylko jako drogowskazy, ale przede wszystkim jako obietnice, które nam Pan Bóg daje.
Co On może dla nas zrobić? Jak przemienić nasze serca, byśmy żyli w wolności, byśmy rozbudzili w sobie nadzieję na ten świat, do którego dążymy. Bo te przekazania są też jakimś wyznacznikiem tego, jak kiedyś będzie mogło wyglądać niebo. I także, abyśmy umieli tą [00:01:00] nadzieją się dalej podzielić. Wielu z nas ma takie doświadczenie, wielu próbowało sobie je przypomnieć, te momenty, w których Pan Bóg był bliski,. Chcieliśmy odkryć, że On naprawdę jest Bogiem dobrym, Bogiem obietnic. Ale trzeba sobie też powiedzieć uczciwie dzisiaj, jeżeli za papieżem Franciszkiem chcemy na rzeczywistość spojrzeć konkretnie, to trzeba sobie to powiedzieć, że na miłość Pana Boga nie zawsze potrafimy odpowiedzieć tak, jakby to należało, ale raczej doświadczamy w swoim życiu wielkiego trudu.
Papież Franciszek mówi, że zmagając się z różnymi sprawami, czujemy się wyczerpani, nasze serce staje się niewrażliwe. Dlaczego tak jest? I Ojciec Święty proponuje nam znowu dwa teksty Pisma Świętego, dwa pytania z Biblii, z samego początku Księgi [00:02:00] Rodzaju. Pan Bóg pyta Adama: „Gdzie jesteś”? Tuż po tym, kiedy pierwsi rodzice zgrzeszyli, kiedy schowali się, przed Bogiem pełni wstydu. Bóg przechodzi po ogrodzie i woła: „Adamie, gdzie jesteś”?
Chce się dowiedzieć jaka jest sytuacja, co się wydarzyło. Ale Adam nie chce o tym mówić. Nie chce zajrzeć w swoje serce, nie chce się przyznać do tego, ale zwala winę na Ewę. A Ewa potem też nie chce o tym mówić, tylko zwala winę na węża. My też myślę, że moglibyśmy się odnaleźć w tym słowie. Próbujemy nieraz szukać różnych przyczyn naszego złego samopoczucia, tego wyczerpania w tym, co jest na zewnątrz.
Drugi człowiek, czasem nawet najbliższy, zdaje się być pewną przeszkodą, [00:03:00] którą trzeba pokonać. Wysysa z nas życie, zabiera nam radość. Nieraz to są okoliczności… choroba sprawia, że nie mogę żyć tak jakbym chciał, nie mogę iść drogą przykazań, nie mogę uwierzyć w miłość Pana Boga. Czasem nawet taka prosta sprawa: ktoś mówi, że ja ciągle przeklinam, używam wulgaryzmów i nie mogę sobie z tym poradzić. I szukamy na zewnątrz. A tak naprawdę problem jest wewnątrz.
Trzeba sięgnąć do serca i tutaj rozpocząć naprawę, a nie patrzeć na to, co jest obok. Bo problem rzeczywiście leży w sercu i to jest po prostu nasz grzech. To grzech sprawia, że między nami, wokół nas, każdego z nas, powstaje taki niewidzialny mur, który później św. Paweł nazywał wrogością. Ta wrogość [00:04:00] sprawia, że drugi człowiek jest przeszkodą, że trzeba tę przeszkodę pokonać.
Nie można dopuścić kogoś do siebie, żeby nie zostać zranionym. Ta wrogość, ona też się wiąże z tym, że łatwo nam uwierzyć w podszepty złego ducha, który mówi: „Musisz się sam o siebie zatroszczyć, bo jesteś sam na tym świecie, a wszyscy, którzy są wokół, Oni chcą zabrać Twoje życie”… i tak nieraz się czujemy.
Jeżeli ktoś nas zrani, to może fizycznie jesteśmy zdrowi, ale coś w nas umiera. Powstaje właśnie jakaś taka śmierć, nazwijmy to duchowa czy egzystencjalna. Ona to właśnie sprawia, strach przed tą śmiercią, że tak trudno nam dopuścić drugiego człowieka. Że tak trudno nam skłonić się na Jego pomysł… „Ale wszystko musi być tak, jak ja chcę”.
[00:05:00] Wszystko musi być pode mnie, żebym czasem przypadkiem nie umarł, żebym przypadkiem nie został zraniony. Tak naprawdę nie problemem są ci, którzy są wokół, ale problem jest we mnie. Problemem jest mój grzech. A drugi człowiek, w gruncie rzeczy, jeżeli wiemy o tym, że problem jest w grzechu, to też łatwiej nam zrozumieć, że on wcale nie chce nam zrobić „na złość”.
Ale też się zmaga z tym samym problemem. Też ma wokół siebie mur, którego broni za wielką cenę. Trzeba rozprawić się z grzechem. A dopiero później możemy właściwie spojrzeć na rzeczywistość. Konkretnie się zabrać za jej naprawianie.
Jest też drugie pytanie, które nam stawia Pan Bóg, które nam przypomina papież Franciszek.
Parę rozdziałów dalej w Księdze Rodzaju [00:06:00] jest opisana historia tragiczna Kaina i Abla. I kiedy Kain zabił swojego brata, to Pan Bóg przychodzi do niego i pyta: „Gdzie jest twój brat”? A Kain mówi: „Czy ja jestem stróżem mojego brata’? Ale tego właśnie Pan Bóg od niego oczekiwał, bo to należy do naszej najgłębszej natury.
Nie zostaliśmy stworzeni dla samotności, wbrew temu, co nam wmawia zły duch, że jesteśmy sami. Jesteśmy stworzeni do wspólnoty, bo jesteśmy stworzeni na obraz i na potopieństwo Pana Boga. Który jest we wspólnocie, Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, w nieustannej relacji, w łączności ze sobą. I my ludzie też potrzebujemy wyjść w relacjach z innymi, żeby być sobą, żeby odnaleźć swoje szczęście.
Ale także tutaj mogą pojawić się problemy. Tutaj też może okazać się, że nie jest to takie proste żyć z ludźmi i tworzyć [00:07:00] społeczności. Począwszy od tych wspólnot małżeńskich, rodzinnych, skończywszy na relacjach między narodami. Tu przypomina mi się pewien obraz, który usłyszałem od człowieka w podeszłym wieku, który pochodził z Hiszpanii, z Madrytu.
Po II wojnie światowej, kiedy odbudowywał się ten świat zachodni, po wojnie powstały fabryki. I tam też właśnie pod Madrytem powstała fabryka, do której trzeba było dostarczać amoniak. Wiemy, że jest to gaz trujący dla stworzeń, dla ludzi. I kiedyś tak się zdarzyło, że pękła rura, która transportowała ten gaz.
I ludzie, i zwierzęta zaczęli cierpieć, chorować. Na początek nie było wiadomo dlaczego. Przyjeżdżali do szpitala z bólem głowy, z różnymi objawami [00:08:00] zatrucia. Z czasem się dopiero okazało, gdzie jest ten problem.
Gdyby dzisiaj coś takiego się wydarzyło na świecie, to jakby zareagował ten świat. Stworzona by na pewno jakiś system pomocy. Na pewno byliby ludzie, którzy przewoziliby z tych miejsc zagrożonych, może do jakichś obozów tymczasowego zamieszkania. Pewnie znaleźliby się tam jacyś psycholodzy, którzy by pomagali tym, którzy ucierpieli. Na pewno powstały by jakieś dyrektywy międzynarodowe o niestosowaniu takiego gazu. Cała machina różnych przedsięwzięć. Możemy sobie to łatwo wyobrazić, co by się wydarzyło.
Byłaby też dyskusja pewnie społeczna na temat tego, czy właśnie stosować takie rzeczy, czy nie. Może by doszło do wielkich takich wymian [00:09:00] zdań i społeczeństwo by się podzieliło w tym względzie. Znamy to doskonale. Ale prawda jest taka, że cały ten wysiłek tylko by doprowadził wyłącznie do wyczerpania. Tak jak mówi papież Franciszek i my to znamy.
Wiele jest takich relacji między nami ludźmi, takich spraw w życiu, które chcielibyśmy naprawić. Ale nie wychodzi nam. Próbujemy zmieniać ten świat, ale nic z tego nie, ale to się po prostu nie da. Bo tak naprawdę, dopóki ktoś nie podejdzie do tej rury, z narażeniem swojego życia i nie naprawi tego wycieku, to sytuacja tylko i wyłącznie będzie się dalej pogarszać.
Trzeba sięgnąć właśnie do tego źródła programu, aby tam dokonać A także w tych naszych społecznych relacjach problemem jest grzech. On [00:10:00] jest źródłem wszelkiego zła i cierpienia. I jeżeli próbujemy budować społeczeństwo, które jest pozbawione Pana Boga, które nie ma tej wiedzy i tej świadomości, to tylko i wyłącznie doprowadzi to nas do wyczerpania. Stracimy nasze siły i nadzieje, a nie rozwiążemy tego problemu.
Wiemy też dobrze, jak było z komunizmem, który widział bardzo realny problem nieodpowiedniego podziału dóbr, różnych walk społecznych, klasowych, ale nie rozwiązał tego problemu, bo zapomniał o tym, że zawsze jeszcze u tego początku wszelkich podziałów jest konkretny człowiek z jego własnym grzechem, Jego decyzję, jego zranienia, jego ból, na które odpowiedzieć może tylko Bóg.
Bo Bóg nie zostawia nas w tej naszej sytuacji wyczerpania, w tej naszej sytuacji takiej [00:11:00] utraty wrażliwości. Bo im dłużej próbujemy coś zmienić i nam nie wychodzi, to w końcu zamykamy oczy. Już nie dostrzegamy zła, które się dzieje. Już nie jest dla nas takie istotne. Ale Bóg nas nie zostawia w tej sytuacji.
Jezus Chrystus jest tym, który z narażeniem swojego życia podszedł do tej rury, z której wyciekał gaz grzechu i śmierci i… zablokował to przez swoją śmierć i przez swoje zmartwychwstanie. On jest tym, który doszedł do źródła problemu. I go naprawił, i przyniósł tam uzdrowienie. On jest też tym, który potrafi odpowiedzieć na ten nasz lęk, który mamy.
Święty Paweł mówi, że to On jest tym, który zburzył mur oddzielający ludzkość, a którym jest wrogość. Przez to, że On wszedł w to nasze doświadczenie. Na krzyżu [00:12:00] skupiły się na nim wszystkie te nasze samotności. I mówił tam wtedy: „Ojcze! Czemuś mnie opuścił? Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. On usłyszał ten podszept złego ducha, który mu wmawiał, że jest sam w tej najczarniejszej dla Niego godzinie.
Ale nie był sam, bo On przecież to wiedział doskonale i tego doświadczył, i trwał w tej relacji do Ojca. I ostatnie słowa, jakie wypowiadał, to było właśnie to: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mego”. Całym sobą wiedział to, rozumiał i dla nas przeszedł przez to doświadczenie, żebyśmy my nie bali się oddawać życia dla drugiego człowieka, nie bali się, że nam braknie miłości, cierpliwości, wyrozumiałości, wytrwałości, bo zawsze możemy wziąć od Niego.
Bo on chociaż wszedł w takie doświadczenie, to nie został [00:13:00] sam, bo Bóg taki jest, że nas nie zostawia, tylko chce być razem z nami.
Następnym razem trochę więcej sobie powiemy o tym, jak budować swoje życie, ale także i społeczeństwo w oparciu o tę łaskę Pana Jezusa, którą dla nas wysłużył. Ale dzisiaj naprawdę zostajemy z tą wiadomością, że jest tym problemem naszym, który nas trafi: grzech, ale jest też odpowiedź na ten grzech w krzyżu Pana Jezusa i w Jego zmartwychwstaniu.
I kto się uchwyci tego krzyża, ten zwycięży. Amen.
wersja z napisami