ul. Oświęcimska 83, 32-590 Libiąż

przemienienie.libiaz@gmail.com

Kazanie nr 4 – ks. Michał Paruch – 10 marca 2024 roku


audio


tekst

[00:00:00] Pokusy Pana Jezusa, o których mówiliśmy ostatnio, one miały nam pokazać, że Jezus naprawdę nas zna, że nas rozumie, że możemy na Niego liczyć w różnych sytuacjach naszego życia, w naszej codzienności.

Pierwsza pokusa, zwyciężona przez Pana Jezusa dla nas, pokazała nam, że możemy się w naszym życiu oprzeć na Słowie Bożym. Nie musimy szukać innych zabezpieczeń. Bóg chce do nas mówić, chce nam podpowiadać, co mamy robić, abyśmy znaleźli szczęście.

Potem przekonaliśmy się, że nasza historia jest święta, że Bóg w niej uczestniczy, On ją kształtuje.

I wreszcie zobaczyliśmy, że mamy różne bożki, które nam zabierają czas, zabierają nam wolność, a Bóg daje nam wolność prawdziwą. Nawet wtedy, kiedy Syn Boży umiera za nas na krzyżu, Bóg nie oczekuje od nas niczego. [00:01:00] Ale jeżeli pójdziemy za Nim, to sprawimy Mu na pewno wielką radość i sami się też przekonamy, że to wspólne wędrowanie za Jezusem, razem z Nim, to jest najlepsza droga, najlepsze, co nas może w życiu spotkać.

Być może niektórzy z nas szczerze, z głębi serca odmówili tę modlitwę powierzenia swojego życia Jezusowi, żeby On był dla nas najważniejszy, pierwszy, żeby był Królem i Panem mojego życia. To piękna modlitwa. I naprawdę często jest tak, że jeżeli szczerze oddamy swoje życie Jezusowi, to On od razu odpowiada na tę modlitwę, na ten akt naszej woli darami Ducha Świętego.

I może już niektórzy zobaczyli pierwsze dary Ducha. Często takim owocem oddania życia Jezusowi jest to, że nagle odkrywamy Go jako… [00:02:00] nie Kogoś daleko, ale naprawdę Kogoś blisko. Jezus żyje. Ale tak samo relacja nasza do Boga Ojca i do Ducha Świętego zaczyna wyglądać inaczej. To są rzeczywiście osoby, z którymi możemy i chcemy wchodzić w dialog. I coraz bardziej widzimy, że jest to dialog, rozmowa miłości.

Innym owocem takiego spotkania z Duchem Świętym i takiej zgody na to, żeby Jezus działał w nas tak, jak On chce, jest to, że pragniemy uwielbiać Boga. Może nawet śpiewać. Może dla siebie albo innym ludziom opowiadać o tym, jak Bóg jest dobry. Czasem pojawiają się łzy. Nie wiadomo kiedy, w ciągu dnia nagle przychodzi do nas prawda, że jesteśmy słabi i grzeszni, ale mimo to Bóg nas kocha.

To zanurzenie się w Duchu Świętym, może [00:03:00] nawet chrzest w Duchu, tak byśmy mogli powiedzieć. On też pomaga nam uczestniczyć w sakramentach, zwłaszcza w Eucharystii z nowym zapałem. Zaczynamy widzieć więcej i wyraźniej, to, że Jezus jest tu obecny realnie, że do nas przychodzi i działa,

Na modlitwie, do której łatwiej się zabrać, też częściej otwieramy Pismo Święte, bo odkrywamy, że tam jest Słowo Boże, że przez te wersety Pisma Świętego Bóg mówi konkretnie do mnie, do mojego życia, właśnie żeby mnie prowadzić, żeby mi podpowiedzieć, żeby mi pomóc.

Ale to nie koniec, bo ci, którzy są ochrzczeni w Duchu Świętym, nieraz doświadczają w swoim życiu uwolnienia albo uzdrowienia. Bo każdy z nas potrzebuje nawrócenia. A z pomocą Ducha Świętego wchodzimy na tę drogę. Nagle znajdują [00:04:00] się siły, żeby coś w swoim życiu zmienić i żeby ta zmiana była trwała.

Są też szczególne dary Ducha Świętego – charyzmaty. One zawsze mają też służyć w budowaniu wspólnoty Kościoła. Wiele z nich wymienia św. Paweł w liście do Koryntian (1 Kor 12, 1nn). Ale Duch Święty, który nas przenika, On też pokazuje nam, naszych braci i siostry, w różnej ich biedzie i w różnych ich potrzebach. To spotkanie z Duchem Świętym otwiera nas na różne społeczne działania, inicjatywy. Chcemy być dla bliźniego pomocą i odpowiedzią Boga na jego biedę.

Oczywiście Duch Święty także pokazuje nam innych chrześcijan i zapala nas do patrzenia na Kościół w duchu ekumenizmu. To jest też bardzo piękny owoc Ducha [00:05:00] Świętego.

Pewnie można byłoby jeszcze wymienić kilka innych, ale te chyba są najistotniejsze, najczęściej spotykane. Może już je widzimy, a może dopiero za jakiś czas je objawią, jeżeli ta nasza modlitwa… oddanie życia Jezusowi było szczere.

A może trzeba poprosić jeszcze o pomoc Kościół? Poprosić tych chrześcijan, którzy doświadczyli tej obecności Boga, aby modlili się dla nas o darę Ducha Świętego. Tak też czasem bywa. Taką drogę też nieraz Pan Bóg wybiera. Natomiast jest to rzeczywiście piękne, jeżeli pozwalamy Bogu, żeby nas prowadził… Jezusowi, żeby był dla nas drogą.

I pewną bardzo ważną częścią naszego życia, czymś, co było też ważne dla Jezusa i wiele razy nam pokazywał, jak to jest istotne, to jest modlitwa.

Jest [00:06:00] kilka, myślę, rodzajów modlitwy, które wypływają z tego doświadczenia powierzania swojego życia Jezusowi… modlitwy, w której Duch Święty nas prowadzi i nas inspiruje.

Pierwszą oczywiście należałoby tutaj wymienić Eucharystię, która jest takim hymnem uwielbienia, jest tą rozmową, jaką Syn Boży prowadzi ze swoim Ojcem.

Jest też oczywiście molitwa uwielbienia, nieraz taka spontaniczna, która się rodzi w sercu, może molitwa w językach.

Trzeba by tu też powiedzieć o modlitwie Pismem Świętym: Lectio Divina czy skrutacja. Tam też pozwalamy Bogu, żeby On nas prowadził. I do nas mówił.

Jest też różaniec, pod pewnymi warunkami też może stać się taką modlitwą bardzo intensywną, w której usłyszymy Boga i [00:07:00] wiemy, co mamy robić.

Ale dzisiaj chciałem szczególnie powiedzieć o modlitwie, która ma to imię Jezusa w swoim centrum.

To jest modlitwa Jezusowa, czasem zwana też modlitwą z sercem.

Chodzi w niej przede wszystkim o to, że często powtarzamy takie piękne wezwanie: „Pani Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”.

Ta modlitwa ma swoje źródło już na samym początku właściwie Kościoła, kiedy chrześcijanie czytali Ewangelię, różne zachęty Pana Jezusa do modlitwy. Ale szczególnie ważne tutaj było zdanie, które powiedział św. Paweł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan, w V rozdziale. On daje taką radę chrześcijanom, mówi: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, a Bóg w pokoju niech będzie z wami”. I zastanawiali się [00:08:00] chrześcijanie, jak zrealizować tę zachętę, żeby modlić się nieustannie. Żeby każdą chwilę życia, rzeczywiście przeżywać w łączności z Jezusem.

I różne były pomysły. Niektórzy mówili, że modlimy się wtedy, kiedy możemy. Te wolne chwile naszego życia wtedy poświęcamy na modlitwę.

Inni mówili, to Kościół się modli nieustannie. W różnych miejscach na świecie, w różnym czasie zawsze jest odprawiana Eucharystia, czy Adoracja Najświętszego Sakramentu… Zawsze ktoś się modli, i w ten sposób spełniamy to polecenie.

Ale byli też tacy, którzy chcieli to słowo przyjąć dosłownie. I naprawdę, czy w nocy, czy w dzień, czy w pracy, czy w różnych rozrywkach, obowiązkach, zawsze chcieli się modlić. I wiadomo było, że nie da się tego zrobić wtedy, jeżeli będziemy używali jakiejś dłuższej modlitwy, choćby tak pięknej, jak „Ojcze Nasz”.

Trzeba było [00:09:00] wybrać coś krótszego. Właśnie jeden werset z Biblii, który będzie się powtarzało, aż stanie się treścią naszego życia. Różne były pomysły, ale ostatecznie wsłuchano się w tę scenę Ewangelii, w której trędowaty człowiek widzi Jezusa i krzyczy z daleka, bo nie mógł podejść, prawo mu zakazywało:

„Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Jezus usłyszał to, zatrzymał się, pytał Go o wiarę i uzdrowił. I odkryto, że to wołanie rzeczywiście jest głębokie w treści i ono może stać się taką nieustanną modlitwą. Więc niektórzy mówili: „Panie Jezu Chryste, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. Inni: „Panie Jezu Chryste, Synu Bożym, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. Albo ta krótsza wersja: [00:10:00] „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną”.

Co kryje się w tych słowach? Najpierw widzimy Jezusa. Jezusa… imię Jezus… imię, które oznacza „Bóg zbawia”. On jest naszym zbawicielem, On jest naszym pośrednikiem. Do Niego chcemy się zwrócić. On jest też Panem. A myśmy rzeczywiście chcieli Go wybrać na Pana naszego życia.

On jest „Chrystusem”, czyli „namaszczonym”, ale też tym, który spełnia obietnicę.

„Syn Dawida”, który wchodzi w konkretną rzeczywistość, interweniuje w historii.

I o co Go prosimy? O zmiłowanie dla nas grzeszników, bo to prawda, że jesteśmy grzesznikami. Potrzebujemy Jego przebaczenia. Ale „zmiłować się” to znaczy też obdarzyć miłością, zanurzyć w miłości, napełnić miłością Duchem Świętym, który jest miłością między Ojcem i Synem.

[00:11:00] O to też w tej modlitwie możemy prosić. I nieraz jest tak, że kiedy ją odmawiamy, to bardziej zwracamy uwagę na to imię Jezus. Potrzebujemy Jego obecności obok siebie. I ona nas do tego prowadzi. Nieraz przychodzimy ze swoim grzechem i może szczególnie na to zwracamy uwagę w tej modlitwie. Prosimy przebaczenia i zmiłowania. A innym razem po prostu skupiamy się na tym słowie „zmiłuj się”, oczekując od Niego więcej miłości, więcej Jego daru, więcej dobroci.

Więc jest to głębokie zdanie. Rzeczywiście niosące w sobie piękną treść. I co dalej z nim zrobić? I mówili ci chrześcijanie, często to byli mnisi, często to byli pustelnicy, że warto na początek tę molitwę odmawiać po prostu na głos. Może sto razy dziennie? To nie takie trudne. [00:12:00] Może tysiąc razy dziennie? Po jakimś czasie to też nie jest aż tak skomplikowane, nie zajmuje aż tyle czasu. Potem często, gdy wchodzono w taką modlitwę… dziesięć tysięcy razy dziennie, no to już potrzeba parę godzin.

Ale oczywiście z czasem można też nie tylko używać języka, ale właśnie skupić się tylko na myślach. I wypowiadać te słowa w myślach. Jeżeli mamy pięć, dziesięć [minut], pół godziny, to można po prostu z tę modlitwę uczynić taką modlitwą medytacyjną w ciszy. Że ja w myślach powtarzam te słowa. Biorę oddech i mówię: „Panie Jezu Chryste…”, wypuszczam powietrze, mówię: „…zmiły się nade mną”.

Znowu zaczerpuję powietrza, mówię: „Panie Jezu Chryste, Synu Dawida…”, potrzebuję, żeby On mnie wypełnił. I wtedy [00:13:00] On mi sam podpowiada, razem z wydechem powietrza, że mogę mówić do Niego: „…zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”, że On spełni tę prośbę.

I może być też tak z czasem, że rzeczywiście dłużej praktykujemy taką modlitwę. Że już nie tylko będziemy wypowiadali ją w myślach, ale z czasem możemy zacząć tę modlitwę wprowadzać także do naszego serca. Czy modlimy się na klęcząco, czy na siedząco, to nie ma większego znaczenia. Jeżeli modlimy się w ciągu dnia, gdzieś w drodze, między obowiązkami, czy wtedy, kiedy nas ktoś zdenerwuje, to oczywiście możemy się też modlić na stojąco. To nie ma z tym żadnego problemu. Ale jak mamy trochę dłużej… więcej czasu, to warto rzeczywiście uklęknąć, czy usiąść, spuścić głowę tak, żeby wzrok kierował się w stronę serca i myśleć o tym właśnie, że ta molitwa ma stać [00:14:00] się częścią bicia mojego serca, że każde uderzenie serca ma wypowiadać te słowa.

I nieraz się tak dzieje, wcale nie tak rzadko, że Pan Bóg daje taki znak potwierdzenia tego, że ta molitwa jest wysłuchana, że ona jest obecna, że On ją inspiruje, bo o to nam przecież chodzi. Że towarzyszy nam w tej modlitwie pewne światło. Światło, które nas ogarnia i światło, które zaczyna wchodzić do naszego serca. Może temu towarzyszyć pewien ból, ale jest to taki słodki ból. Który z czasem mija, ale to światło zostaje. Już wtedy, nieważne czy śpimy, czy pracujemy, cokolwiek robimy, samo serce zaczyna wypowiadać nieustannie tę modlitwę. To jest piękne doświadczenie.

Może rzeczywiście wydawać się nam, że ono jest łatwiejsze do [00:15:00] osiągnięcia dla tych, którzy są pustelnikami, czy mnichami, czy zakonnikami, Ale wcale tak nie musi być. To jest modlitwa dostępna dla każdego.

Był taki wielki promotor tej modlitwy. Pisał o niej, zachęcał swoich uczniów. Nazywał się Symeon, Nowy Teolog. Żył w XI wieku w Konstantynopolu i on opisuje w jednej ze swoich dzieł historię pewnego młodego człowieka, Jerzego. Później się okazało, że tak właściwie on opisuje swoją historię, swojego nawrócenia.

Ale ten młodzieniec, kiedy miał już 20 lat, stosunkowo niewiele, już wtedy ze względu na swoje zdolności, na swoją pracowitość, został zarządcą majątku pewnego bogatego człowieka, tam w [00:16:00] Konstantynopolu. I to wiązało się z tym, że musiał i zarządzać pieniędzmi, i planować różne zakupy, i podlegali mu ludzie: i niewolnicy, i ludzie wolni. Spora odpowiedzialność. Właściwie cały dzień pełen obowiązków.

Ale postanowił sobie, że kiedy wieczorem będzie miał czas, to poświęci go na modlitwę i będzie na tej modlitwie tyle, ile mu Pan Bóg podpowie. Jeżeli będzie czuł na modlitwie, że Bóg mówi mu jeszcze, żeby został chwilę, to zostanie. I na początek oczywiście nie potrzebował dużo czasu na tę modlitwę. Ale w miarę tygodni praktykowania tej właśnie modlitwy Jezusowej, jakoś szczególnie go Bóg zapraszał do dłuższej modlitwy, która nie sprawiała mu kłopotu. Może stawała się coraz łatwiejsza.

[00:17:00] I on też miał jednego dnia, jednej nocy, takie właśnie doświadczenie światła. Światła, które go ogarnęło, światła, które zaczęło mu towarzyszyć. Piękne doświadczenie. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął płakać. I kiedy skończył się modlić, położył się do spania, okazało się, że zaledwie na godzinę.

Nawet nie wiedział, kiedy minęła mu cała godzina w obecności Pana Boga i czy już trzeba było wstawać i iść do pracy. Później ten młodzieniec, tak jak wiemy już teraz, został mnichem, zakonnikiem, ale jeszcze długi czas mieszkał i pracował, jako zwykły człowiek świecki w pośród tych swoich licznych obowiązków. Ale już z pewnością, że Bóg jest, że w tej modlitwie, do Niego mówi, że Go prowadzi, że jest [00:18:00] z Nim.

Ktoś powie, no dobrze, możemy się w taki sposób modlić, ale co z moimi intencjami, bo tutaj przecież modlę się za siebie: „…zmiłuj się nade mną”, a ja mam rodzinę, bliskich, za których chcę ofiarować modlitwę. Warto sobie wtedy zadać pytanie: kto bardziej kocha tych Twoich bliskich? Ty czy Pan Jezus? Tak naprawdę miłość, którą masz do nich, to jest miłość Jezusa, który pozwala Ci uczestniczyć w tym Jego ukochaniu, umiłowaniu Twoich bliskich. Można mu zaufać. Można sobie wzbudzić na początku jakąś intencję, owszem, ale potem dać się prowadzić w modlitwie Jezusowi, bo On wie, co trzeba zrobić.

To jest też piękna modlitwa, która sprawdza się, gdy przeżywamy Eucharystię, gdy przychodzą jakieś myśli, pokusy, jakieś [00:19:00] rozproszenia. Warto sięgnąć do tej modlitwy przez parę chwil, powtarzać ją. I przychodzi potem świadomość tego, w czym uczestniczę. I sam Jezus pomaga nam odkryć piękno tego wydarzenia, jakim jest Eucharystia.

Warto się uchwycić tej modlitwy. Warto znaleźć w ciągu dnia, codziennie, te pięć, dziesięć, piętnaście minut czy pół godziny, Żeby rozwijać w sobie to spotkanie z Jezusem, Jego obecność, ale także w różnych chwilach dnia warto wracać do tych słów i mieć pewność coraz większą, że Jezus naprawdę jest Panem, że On naprawdę chce panować, chce wchodzić w te nasze doświadczenia codziennego życia, żebyśmy mogli być Jego świadkami i umiłowanymi uczniami.


wersja lokalna